- 償還 Odkupienie -
裏切り者 Maji Seitaro, misja A
13/?
Seitaro musiał pomyśleć nad zajęciem na dwa kolejne dni, to było prawdą. Najlepszym także wypadkiem było poznanie dziewczyny, jak sam zauważył. Dobrze było znać jednak osoby które miało się chronić. Ich nawyki szczególnie były przydatną wiedzą, gdyby te nagle zniknęły. Może w ich naturze było wędrowanie bez uprzedniego poinformowania kogoś o tym, lub nie słuchanie się z góry narzuconych poleceń? Trzeba było też znać przecież charakter. Co jeżeli osoba którą to miałby chronić lubiła prowokować niebezpieczne osoby? Wszystkie te informacje były ważne, a jego zadanie nie było typowym. W treści zadania nigdzie nie polecono mu kogoś zabić, co było wbrew pozorom najprostszą robotą. Trochę trudniejsza była już kradzież, jeżeli nie chciało się wszcząć alarmu i zostania wygnanym z wioski. To zadanie jednak które teraz otrzymał, wydawało się odpowiednie do jego osoby. Nie wymagało to umiejętności walki - chociaż one zawsze przydatne - a myślenia.
Mędrzec dostał także wieści z Iwy, które to... nie należały do najciekawszych. Potężnych sojusznik uznał jego atak za bezsensowną przemoc, powiedział mu że sprawy dało się inaczej rozwiązać i właściwie to zakończył ich znajomość. Maji Seitaro nie miał co liczyć na Uchiha Arin'a. Nie miał pewnie nawet co liczyć na Yami Saiko. Maji Seitaro, od teraz, mógł liczyć tylko na siebie i na swoich przywołańców. Swoją drogą, ciekawe jaką one miały opinię o jego działaniach. Popierały? Również go wyzwały od głupca? Zdecydowanie się nie wyrzekły, prawda? Nie było jednak czasu na zastanawianie się nad czymś takim, z racji że spotkał już dawno nie widzianą istotę na tym świecie. Niewinność i dobro, jeszcze nie naruszone, w już dość młodej kobiecie... była to rzecz prawie niespotykana. Bursztynowe tęczówki nawet jej nie przestraszyły jak już było wiadome z jej delikatnego uśmiechu. Dopiero starzec przerwał spotkanie ich spojrzeń, co musiało być dość ciekawym zjawiskiem z perspektywy osoby trzeciej. Wręcz niektórzy by rzucili słowami "Wy co, zakochaliście się?", jednak zamaskowany mędrzec wiedział że to nie było coś takie nieistotnego. To było jak spotkanie się "ciemnością" świata jaką w pewien sposób był Seitaro, a "światłem" w postaci Hikari.
Na jego podziękowania za ich dobroć, starzec kiwnął tylko głową. Widocznie nie był to dla niego żaden problem, jeżeli ten miał chronić jego wnuczki. Pod tym względem zdawał się być typowym dziadkiem, chociaż powinność jako byłego Strażnika musiała na niego zrzucać jakieś obowiązki. Wydawało się, że ludziom tutaj faktycznie nie przeszkadzała prawdziwa natura osoby Seitaro. Ciekawe... czy było to dobre podejście do życia, a może złe? Ciężko było to określić. Kiedy tym razem jego uwagę zabrał ujmujący głos, lwi mędrzec zwrócił uwagę na dość istotną rzecz. Nie chciał być tytułowany jako "-sama". Nie uważał żeby było to sensowne, tak długo jak ktoś nie był kage lub kimś naprawdę wspaniałym, takim jak mędrcy paktu jaki posiadał. Dziewczyna zrobiła trochę niesmaczną twarz, jakby nie była pewna czy na pewno może się tak do niego zwracać. Tak bez tytułu, skoro jej życie leżało w jego rekach. Po chwili jednak, kiwnęła powoli głową rozumiejąc jego przekaz. Poinformował ją następnie o tym na czym będzie polegać jego zadanie i o tym że chciał dowiedzieć się o niej więcej. Ta przekręciła lekko głowę zastanawiając się nad jego pytaniem.
-Kōtei-nii, w takim wypadku. - odpowiedziała spokojnym głosem z trochę szerszym uśmiechem niż poprzednio, jakby zadowolona z tego że dalej z szacunkiem może się do niego zwracać. - Ahh... moglibyśmy się przejść, kiedy będę opowiadać? Ciężko mi coś powiedzieć w tej atmosferze.
Powiedziała trochę niekomfortowo, drapiąc się placem po policzku i zerkając na starca popijającego herbatę, jej autentycznego brata który jej się przyglądał, a także asystenta lorda za którego to miała wyjść - ten ostatni rzecz jasna, miał trochę impi uśmieszek, jakby ta sytuacja go lekko bawiła. Chyba wstydziła się opowiadać o sobie w obecności tylu osób które faktycznie ją znały. Za pozwoleniem Seitaro, wstałaby i skierowała się z nim w stronę wyjścia. Tam założyła by drobne butki i opuściła domostwo, w którym to shinobi nie spędził wiele czasu - co miało najpewniej zmienić się w ciągu najbliższych dni. Po opuszczeniu budynku, odetchnęła lekko z ulgą i zaczęła iść... gdzieś. Chłopak nie znał tych terenów.
- Obecność Opiekunów w naszym domostwie potrafi być trochę przytłaczająca, Kōtei-nii... - skomentowała prosto, nie rozgadując się na ten temat. Spojrzała na niego jednak ze szczerym uśmiechem i szła powolnym krokiem ulicą wioski. - O mnie, hmm?... Kocham naturę, jak każdy mieszkaniec naszej cudownej wioski. To w niej się wychowałam i często tata brał nas do pobliskiego lasu, gdzie oglądaliśmy wyjątkowe stworzenia jakie tam żyły. Kocham także muzykę! Mam nawet skrzypce w swoim pokoju! Jak wrócimy to obiecuję Ci coś zagrać.
Po tych słowach jakby zatrzymała się na chwilę i ostatecznie westchnęła cicho, patrząc na niego ciut smutno.
- Przepraszam. Tak właściwie, to nie mam wiele do powiedzenia o sobie. Od młodości wraz z bratem byliśmy wychowywani żeby któreś z nasz przejęło rolę Strażnika. Mieliśmy opiekować się mieszkańcami tej wioski i przeprowadzać ludzi przez las. Nie poświęcaliśmy wiele czasu na inne rzeczy... Brat jednak okazał się być lepszym kandydatem na Strażnika niż ja, więc ta rola jest dla mnie niedostępna. Muzyka była rzeczą, którą zainteresowałam się jak podróżny bard przeszedł przez naszą wioskę. Wydawało się to odpowiednie i zapełniało dalej moje dni, wraz z codzienną medytacją. Potem pojawił się Hoken... o ile jestem szczęśliwa dzięki mojemu ukochanemu, tak moja codzienność zmieniła się niewiele. Doszły tylko nauki jak powinnam się zachowywać jako przyszła "Pani". Lubię je, ale kiedy słyszę o tym jak inni mają wiele zainteresowań i celów... chyba jeszcze nie znalazłam tego czegoś. Czy jestem dziwna, Kōtei-nii? - zakończyła na koniec pytaniem, starając się dać mężczyźnie szczęśliwy uśmiech, jednak dało się w nim wyczuć drobny smutek. Ahh... tak, kobieta była prawdopodobnie najczystszą duszą jaką znał Maji, ale nawet ona musiała odczuwać negatywne emocje. Dalej jednak nie dało się wyczuć u niej jakiegoś specjalnego zniszczenia, jedynie dziecinną niewiedzę co dalej. Szła z głową uniesioną, rozpychając ciemność wokół siebie i nie znała swojego przystanku.